wtorek, 4 lutego 2014

Rozdział 2

drugi rozdział.. ;3
tu będzie działo się nieco więcej ;3
wspominałam już, że tą blondynką pomagającą Leah wstać jest moja przyjaciółka?
opisana dziewczyna jest jakby idealną kopią moje przyjaciółki..
tylko się tak nie ubiera ;-;
mama jej nie pozwala xD
żartuję xD

***

 Obudziłam się w swoim łóżku. Nie pamiętałam jak się tu dostałam ani czy Jen mocno krzyczała. Ważne dla mnie było to co zobaczyłam za oknem, kiedy weszłam do swojego pokoju..
*   *   *
  : Poprzednie popołudnie :
   Otumaniona przez ból i leki weszłam do pokoju. Zdjęłam spodnie z niejakim trudem i wbiłam się w wygodne, szerokie dresy do spania. Nie ważne dla mnie teraz było, że dochodziła dopiero godzina 18. Najważniejsze było to, że cholernie chciało mi się spać. Jak to miałam w zwyczaju, przed snem otworzyłam okno. Wystawiłam twarz na chłodne, październikowe powietrze.  Usłyszałam, że coś poruszyło się w krzakach za ogrodzeniem mojego domu. Spojrzałam w tamtą stronę. Trudno było cokolwiek dostrzec przez mgłę i szybko znikające światło dnia. W końcu kiedy cokolwiek udało mi się dojrzeć, nie było to coś w stylu małego słodkiego pieska czy kotka, którego spodziewałam się zobaczyć. Zdrętwiałam z przerażenia wpatrując się w kilka par złotobrązowych, iskrzących się w zapadającej się ciemności, oczu. Szybko pojęłam, że zwierzęta, za duże, by uchodzić za psy, są na tyle groźne, że najmniejszy gwałtowny ruch mógłby je zachęcić do ataku, więc powoli wycofałam się do środka. Delikatnie zamknęłam okno i zniknęłam z pola widzenia tego.. czegoś.. co stało pod moją bramą. Wskoczyłam pod kołdrę trzęsąc się ze strachu. W mojej głowie nie było nic oprócz tego przerażającego i zarazem pięknego obrazu. Żółte ślepia wpatrzone we mnie iskrzące się w ciemności nocy. Pomijając oczywiście fakt, że patrzyły się na mnie jak na obiad. Ostatnie co pamiętam to to, że zasnęłam całkowicie zakryta kołdrą tuląc kurczowo swojego starego misia. 
*   *   *
  Spróbowałam podnieść nogę, ale przeszkodził mi w tym niemiłosierny ból. Podniosłam się do pozycji siedzącej i odrzuciłam kołdrę na bok. Rzucając różnorodną wiązankę przekleństw patrzyłam na poplamione krwią łóżko. Moje bandaże przepuściły krew lejącą się z moich ran. Westchnęłam zwieszając bezsilnie ramiona.
  -Ehh.. I znowu spędzę pół dnia na szorowaniu łóżka.. - jęknęłam stawiając nogi na podłodze. Przeszłam parę kroków. Sztywno, to sztywno, ale zawsze coś..
  -Leah! - zawołała mama. - Ktoś do ciebie - powiedziała już normalnie, wchodząc do mojego pokoju i podając mi moją komórkę. Spojrzałam na nią zdziwiona. Skąd ona ma mój telefon?
  -Yea? - mruknęłam  do komórki trzymając ją między ramieniem a uchem. Ziewnęłam szeroko wsadzając rękę pod koszulkę i drapiąc się po brzuchu.
  -Cześć.. Jestem Adrienne. Nie możesz mnie kojarzyć, bo dopiero przenieśli mnie do tej szkoły. Nie słuchaj tego co mówił ten głupi Aki. Dzwonię, bo słyszałam, że jesteś za bardzo silna.. - usłyszałam nagły potok słów.
  -No.. Możliwe, a co cię to obchodzi? - warknęłam siadając na łóżku z niejakim trudem. 
  -Jeśli jesteś choć trochę zainteresowana swoim otoczeniem, to zauważysz, że niedługo zaczną tworzyć się grupki w naszej szkole. Zatem masz dwie opcje do wyboru.. - dziewczyna zrobił dramatyczną pauzę. - Zostajesz naszą przyjaciółką lub najgorszym wrogiem.
  -Nie mogę być wam obojętna? Takie ludzkie zero, które nikogo nie obchodzi? - westchnęłam. Czego ta dziewczyna ode mnie oczekuje? - Ta rozmowa robi się coraz dziwniejsza..
  -Nie możesz być ludzkim zerem.. Ty tak nie potrafisz - powiedziała ignorując moje ostatnie zdanie. - Najsilniejsze osoby ze szkół, w których do tej pory byliśmy, wybierały rywalizację z nami.. Ciekawe jak teraz wyglądają, co? - zaśmiała się jakby to był najlepszy kawał pod słońcem. 
  -Czego ty chcesz, kobieto? - warknęłam do telefonu.
  -Odpowiedzi. Przyjaciel lub wróg. Zastanów się dobrze. Odpowiesz mi jutro.. - sygnał zakończonej rozmowy. Oto co teraz słyszałam. Spojrzałam na komórkę jakby właśnie oświadczyła mi, że jest kosmitą i umie zmieniać się w sokowirówkę. 
  -Co to było? - spytałam sama siebie. Odłożyłam komórkę na stolik nocny stojący obok łóżka i popatrzyłam na wyschnięte plamy krwi. Potem skierowałam wzrok na swoje nogi. Poszłam do łazienki i oderwałam siłą przyschnięte do ran bandaże. Umyłam łydki z krwi szorując je gąbką. 
  -Jen! - zawołałam w stronę kuchni nie wychodząc z wanny. Po chwili w drzwiach pojawiła się moja mama. - Podaj mi świeże bandaże, co? - uśmiechnęłam się z miną niewiniątka. Kobieta westchnęła i sama obwiązała mi nogi elastycznym bandażem. Chwilę potem stanęłam z powrotem nad zakrwawionym łóżkiem. Machnęłam na to ręką i w samej bieliźnie rzuciłam się na łóżko opatulając się kołdrą. Odblokowałam telefon. Westchnęłam wywracając oczami. Było dopiero kilka minut po 19. Wstałam jeszcze raz i poszłam się wysikać. Krew jak krew, ale sików zmywać nie mam ochoty. Po opróżnieniu pęcherza na nowo zakopałam się w kołdrze i zasnęłam po kilku sekundach.
*   *   *
Biegnę przez las. Ciemno. Zimno. Strasznie. 
Czemu biegnę? Boję się i to bardzo.
Drzewa rzucały na leżące liście złowrogie cienie.
Słyszę miękkie uderzenia łap o ziemię.
ON BIEGNIE ZA MNĄ!
Przyspieszyłam.
Bose stopy ślizgały się na mokrych liściach.
Co raz czułam ból, kiedy nadeptywałam na jakąś gałązkę.
Przeszywające zimno owiewało moją twarz.
Przez plecy przebiegł mi dreszcz. 
Czułam ten głodny wzrok na moich plecach.
Skręcałam w coraz to nowe dróżki z gasnącą nadzieją.
Odwróciłam głowę.
Widok przesłoniły mi rozwiane włosy.
Nagle poczułam, że lecę.
Chwilę potem leżałam na ziemi, twarzą w liściach.
Były mokre i cuchnęły zgnilizną.
Dopiero zauważyłam, że padał zimny deszcz. 
Odwróciłam się siadając na mokrym podłożu.
Zimny wiatr przebija się przez cienką warstwę jednego podkoszulka.
Oprócz tego nie miałam na sobie nic. 
Dosłownie nic.
Czułam na gołej skórze tyłka zimne liście.
Bestia była tuż przede mną. 
Odsunęłam się jak mogłam najdalej.
Oparłam się plecami o chropowatą korę drzewa.
Odchyliłam głowę do tyłu chcąc spojrzeć na bestię.
Była ogromna.
Ogromna i przerażająca.
Nogi miałam jak z waty, serce prawie wyskakiwało mi z piersi, a na czoło wystąpił zimny pot.
Mimo strachu i rozmazujących widok kropel deszczu, oczy bestii zahipnotyzowały mnie.
Złote, perfidnie złote oczy wpatrzone we mnie jak w zabawkę.
Zbyt piękne, by uchodzić za prawdziwe.
Bestia warknęła na mnie.
Owiał mnie jej gorący oddech.
Cuchnęło jak z chlewu.
Jechało zgniłym mięsem.
Poczułam przerażający ból.
Chwyciłam się za rozoraną pazurami twarz.
Zaczęłam przeraźliwie krzyczeć.
Ból był nie do zniesienia.
Słone łzy skapywały na moje rany potęgując ból. 
Usłyszałam odgłos duszącego się psa.
Spojrzałam w górę i wtedy zrozumiałam.
Bestia się nie dusiła.
Patrząc na mnie sadystycznym wzrokiem perfidnie się ze mnie śmiała
***
  Otworzyłam gwałtownie oczy dysząc ciężko. Byłam spocona jak szczur próbując wyplątać się z kołdry. Podbiegłam do lustra o mało nie wywalając się na twarz. Obejrzałam swoją twarz bardzo dokładnie, centymetr po centymetrze. Nie było na niej ani jednego zadrapania. Odetchnęłam z ulgą.
  -Zwykły koszmar - szepnęłam próbując przekonać do tego samą siebie. Spojrzałam na zegarek. Za pięć minut siedemnasta. Ze zdziwieniem zauważyłam, że mogę już normalnie poruszać nogami. Trochę bolały, to fakt, ale nie chodziłam już aż tak sztywno. W tym momencie mój brzuch dał o sobie znać burcząc głośno. Poszłam do lodówki i wyjęłam z niej ser żółty, serek topiony i szynkę.
  -Bułki, bułki.. - mamrotałam przetrząsając szafki. Po kilkunastu minutach morderczego darcia ryja (nie znalazłam bułek), postanowiłam uzupełnić zapasy. Wyszłam z domu zaraz po naciągnięciu na tyłek dresów w czerwoną kratę. Po drodze minęłam plac zabaw. Spojrzałam na niego przelotnie, po czym zaczęłam szybciej iść. Na placu królowali teraz Aki Black, dziewczyna, która pomogła mi wstać i kilka innych osób, których nie kojarzyłam. Minęłam ich udając, że ja to nie ja.
  Sukces! wrzasnęłam do siebie w myślach, wchodząc do sklepu. Kupiłam nie tylko bułki, ale i mój ulubiony serek waniliowy, puszkę pepsi i popcorn serowy. 
  -Do widzenia! - zawołałam do zaprzyjaźnionej sprzedawczyni, która za regularne zakupy, dawała mi sporą zniżkę. drzwi już się za mną zamknęły, ale ja wciąż stałam w miejscu, tuż przed dwoma niskimi schodkami. Moje włosy rozwiał lekki, dość ciepły wiatr, ale nawet nie odważyłam się ruszyć. Przede mną stała grupka osób, które wcześniej minęłam na huśtawkach.
  -Hej - uśmiechnęła się dziewczyna ze szkoły. W tym świetle jej włosy wyglądały jak płynne złoto, a oczy świeciły zimnym, niebieskim blaskiem. - To ja jestem Adrienne. No więc.. Kojarzysz rozmowę, nie? - uśmiechnęła się szerzej. Skinęłam lekko głową, nadal bojąc się zrobić jakikolwiek niepotrzebny ruch. To, że jedna dziewczyna była miła, to jedno. Reszta jej paczki wyglądała jakby chciała mnie rozszarpać tam gdzie stałam. To drugie. A trzecie.. Bałam się ich, a dawno czegoś takiego nie czułam.
  -Czego ode mnie chcecie? - spytałam czując, że chcę uciec do domu. Gdziekolwiek, byleby jak najdalej od nich. Czułam jak zmiękły mi kolana. Jeszcze chwila, a upadłabym na ziemię. Złapałam kontakt wzrokowy z Adrienne i tylko to nie pozwalało mi upaść. Moje serce wariowało, a mózg pracował na najwyższych obrotach.
  -Chcę tylko wiedzieć czy potrzebujesz jeszcze czasu do namysłu. Możesz odpowiedzieć dziś lub jutro. Możemy poczekać, ale nie jesteśmy zbyt cierpliwi - powiedziała. Czułam jak jej wzrok pomaga mi wytrzymać zabójczą aurę emanującą z innych osób. - Musisz to powiedzieć mi. Jestem tu przywódcą, i..
  -Nie jesteś - wtrąciłam. Dziewczyna popatrzyła na mnie zdziwiona. Sama nie wiem, czemu byłam tego tak pewna, ale nie widząc bardziej morderczych spojrzeń, kontynuowałam wypowiedź. - Nie rządzisz. Nie ty. On - wskazałam lekko ręką na Akiego.
  -Cholerka - westchnęła Ad drapiąc się w tył głowy. - Miałaś tego nie zauważyć, no ale skoro już nas rozgryzłaś.. Proszę Aki. Ty mówisz.
  Chłopak rozłożył ręce i westchnął ciężko. Westchnął ciężko. Nie spodobało mu się, że ich rozgryzłam? A może jest na mnie zły z innego powodu? Zaraz. Skoro powiedział mi, żebym się do niego nie zbliżała. Czemu teraz sam do mnie przyszedł? Przerwałam swoje rozmyślania, kiedy Aki włożył ręce do kieszeni i podszedł do mnie. Prawie stykaliśmy się torsami. Musiałam spojrzeć w górę, żeby dostrzec jego zielone oczy. On za to musiał się trochę schylić. Nie jestem niska. Co to to nie. Mam 179 cm wzrostu, ale przy mnie Aki jest ogromny. Czułam się przy nim jak małe dziecko. Ile on może mieć wzrostu? Ile on tak w ogóle ma lat?
  Aki patrzył w moje oczy długo i intensywnie. Nie złamałam się, nie odwróciłam wzroku mimo strachu trzęsącego moimi nogami. Po kilku chwilach chłopak podniósł rękę, a ja się wzdrygnęłam. Zamknęłam oczy, nie wiedząc czego oczekiwać. Poczułam dużą dłoń gładzącą moje włosy. Lekko otworzyłam jedno oko, by zaraz spojrzeć prosto w migoczące, zielone oczy, wyglądające jak szafiry. Były dokładnie na wysokości mojej twarzy. Musiał się schylić, żeby tak zrobić, ale teraz miałam lepszy widok na jego przystojną twarz.. Kurde.. Zachowuję się jak jakaś blond dziunia. Jeszcze tylko farbowanych na platynę kłaków mi brakuje. Normalnie alleluja i do przodu, yh.
  -Zuch dziewczyna - powiedział obejmując mnie ramieniem jak starego kumpla, stając obok mnie. Wybuchnął śmiechem. Zaczęłam się niekontrolowanie trząść. Co tu się, do cholery, wyprawia? Ja tylko wyszłam na zakupy. Cholerne szczęście. Peszek. Po chwili Aki się uspokoił i spojrzał na mnie poważnym wzrokiem. - Nie bój się. Nic ci nie zrobię. Może. Zastanowię się jak odpowiesz na pytanie.
  -Jakie? - spytałam lekko drżącym głosem.
  -Sojusz czy wojna? - spytał. W przygasającym świetle dnia błysnęły jego białe, proste do bólu zęby. Wzdrygnęłam się, a kropla zimnego potu spłynęła wzdłuż mojego kręgosłupa.
  -Sojusz - powiedziałam słabym głosem. Niewidzialne napięcie natychmiast znikło. Ludzie, w oczach których widziałam wrogość skierowaną ku mojej osobie, teraz spoglądali na mnie przyjaźnie.
  -Leah.. Poznaj naszą paczkę. Jak już wiesz, jestem Aki. Aki Black. To jest..
  -Mam głos, debilu - Ad trzepnęła chłopaka po głowie. - Umiem mówić. Zadziwię cię. Przedstawić się też potrafię - szturchnęła go w ramię. - Jestem Adrienne Black.
  -Rodzeństwo? - spytałam lekko zdziwiona. Wcale nie byli do siebie podobni.
  -Rodziną jesteśmy, ale tylko z nazwiska - odezwał się Aki zdejmując ramię z mojego karku. - Jesteśmy adoptowani rok po roku.
  -Dobra, dobra. Naszą historię opowiesz je później - wtrąciła Adrienne. Kiwnęła głową do wysokiej dziewczyny, której skóra była koloru kawy z mlekiem. Dziewczyna podeszła do mnie i wyciągnęła przed siebie dłoń.
  -Raisa. Dla przyjaciół Isa - uścisnęłam jej dłoń kiwając lekko głową. Potem kolejno przedstawił mi się Christopher z czarnymi włosami i niebieskimi oczami, niska Alex o blond włosach i morskim kolorze tęczówek, Kyle z brązowymi włosami i tegoż koloru oczami i średniego wzrostu, czarnowłosa, czarnooka Karrie.
  -No więc.. - zaczęła Ad, kiedy poszliśmy na plac. Razem z Akim zajęła huśtawki. - Codziennie rano masz się z nami witać, masz być dla nas względnie miła i tego typu rzeczy. Tak tylko mówię, bo słyszałam, że jesteś.. - skrzywiła się nie kończąc zdania.
  -Tak. Nie jestem zbyt przyjemna, wiem - powiedziałam ze smutnym uśmiechem.
  -Więc odnajdziesz się u nas bez problemu - Aki rozciągnął usta w szerokim uśmiechu znów ukazując błyszczące zęby. Wzdrygnęłam się mimowolnie. Straszny.
  -Przepraszam za spóźnienie! - usłyszałam znajomy głos, a zaraz potem obok mnie stanął zdyszany Max. - Och.. To już? Szkoda, że nie było mnie przy...
  -Nic nie było - warknął Kyle nagle zjawiając się obok Maxa zatykając mu usta dopiero co kupioną bułką. Spojrzałam zdziwiona po twarzach ludzi siedzących naokoło mnie. Wszyscy nagle znów zmienili nastawienie. Co ja im zrobiłam? Znów poczułam te mordercze intencje skierowane ku mnie.
  -Emm.. - odezwałam się po kilkusekundowej ciszy. - Może ja już pójdę, co? Na razie.
  -Cześć - odparło chórem osiem osób. Zmusiłam się, żeby podnieść stopy, które zdawały się być wmurowane w ziemię. Odwróciłam się i odeszłam śpiesznym krokiem. Zaczęłam biec dopiero za rogiem, kiedy zniknęłam z zasięgu morderczego wzroku. Dziwna paczka dziwnych ludzi. I teraz ja też do niej należę. Żyć nie umierać, kurde. Alleluja i do przodu. Wpadłam do mieszkania zatrzaskując za sobą drzwi. Nogi bolały niemiłosiernie.
  -Leah.. Miałaś nie wychodzić z domu - skarciła mnie Jen, kiedy położyłam zakupy na kuchennym stole. Byłam zbyt zszokowana zachowaniem tamtych ludzi, żeby myśleć o czymkolwiek innym.
  Przez pierwsze kilka dni czułam się dziwnie widząc co dzień rano osiem osób czekających na mnie przed szkolną bramą. Co dziwniejsze, bez oznak zniecierpliwienia. Potem coraz bardziej przyzwyczajona do zadawania się z tą dziwną grupką dziwaków, zaprzestałam jakichkolwiek walk. Ludzie jednak nadal się mnie bali.
  W ostatni dzień przed kilkudniową wycieczką, stanęłam zdyszana przed szkołą. Paczki dziwaków nigdzie nie było widać. Wzruszyłam ramionami, myśląc, że znudziło im się czekanie na mnie. Poprawiłam plecak na ramieniu i ruszyłam  w stronę drzwi. Z ręką na klamce spojrzałam między drzewa pobliskiego zagajnika. Między zielonymi liśćmi mignęły mi złote włosy Adrienne.
  -Co ona, do cholery, robi? - mruknęłam rozglądając się naokoło. Nigdzie nie było widać żadnego belfra. Kiedy upewniłam się, że nikt mnie nie widział, pobiegłam w stronę ogrodzenia. Przeskoczyłam płot jednym zgrabnym skokiem i znalazłam się na żółknącej trawie. Ogrodzenie oddzielało boisko szkolne od pasa zieleni o szerokości zaledwie kilku metrów. Pokonałam go w kilka sekund i wbiegłam między drzewa. Poczułam na plecach przyjemny dreszcz, jak zwykle kiedy wchodziłam do lasu. Rozejrzałam się i znów dostrzegłam głowę Ad. Podążyłam za nią. Nagle intuicja kazała mi się ukryć. Kucnęłam za najbliższym krzakiem i wytężyłam wszystkie zmysły.
  -..dlatego wam mówię, że to prawdopodobnie pomyłka! Tym razem się pomyliłaś! Co w tym złego?! - zawołał Aki gwałtownie gestykulując. Byli daleko, ale wkurzony, cichy pomruk dziwaków słychać było nawet w miejscu gdzie się chowałam. Wiatr odrzucił moje włosy do tyłu. Niespodziewany podmuch sprawił, że podparłam się ręką o ziemię. Syknęłam cicho. Kropla krwi spłynęła z nasady kciuka. Zbliżyłam dłoń do twarzy i wyciągnęłam miniaturowej wielkości  kawałek szkła.
  -Do tej pory nigdy się nie myliłam! W stosunku do każdego z was wiedziałam wszystko! - Ad odparła atak Akiego nachylając się w jego kierunku. Jej włosy falowały na lekkim wietrze. Otarłam krwawiącą rękę liściem i rzuciłam go na ziemię. - Kiedy ostatni raz pomyliłam się w kwestii przemiany?! Uwierzcie.. - przerwała, gwałtownym ruchem zwracając głowię w stronę mojego schronienia. Wiatr zmienił kierunek. Teraz wiał mi zza pleców. Poczułam, że nieprzyjemne dreszcze opanowały mój kark. Ad stała daleko, jednak patrzyła prosto w moje oczy.. A może tylko przesadzam? Mniejsza o to. Dziewczyna była wyraźnie zła. Aki też, ale on nie patrzył z daleka. Nagle stanął przede mną, jakby cały czas był obok. Spojrzałam na niego czując, jak moje ręce drżą ze strachu pod jego wkurzonym spojrzeniem.
  -Aki?! - zawołała Ad. Jego oczy błysnęły jaskrawozielonym blaskiem, a w następnej chwili chłopak zrobił szybki,  gwałtowny ruch. Zacisnęłam oczy oczekując na cios, ale poczułam tylko lekkie dotknięcie ciepłej dłoni spoczywającej na moim ramieniu. Otworzyłam jedno oko, ale zamiast Akiego ujrzałam łagodną twarz Adrienne kucającej przede mną. Rozejrzałam się niespokojnie, w każdej chwili gotowa do ucieczki. Nigdzie nie dojrzałam Akiego. Wtedy poczułam nieznośne pieczenie oczu i drżenie kolan. Zamrugałam szybko powiekami, ale to tylko pogorszyło sprawę. Łzy popłynęły ciągłym strumieniem, a siły opuściły mnie zupełnie. Ad usiadła obok, a ja bez słowa przytuliłam się do niej. Po chwili zaczęła głaskać mnie po włosach. Słono-gorzkie łzy wsiąkały w jej czarną koszulkę tworząc na niej mokre plamy. Nie chciałam wracać do szkoły, jednak Ad zaciągnęła mnie tam siłą. Przed drzwiami czekał na nas Aki z resztą paczki, która wcześniej razem z nim zmyła się z lasu. Podniósł na mnie oczy. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Jestem niemal pewna, że zobaczył we mnie małego, pieprzonego tchórza, ale nie to teraz mnie obchodziło. W jego oczach ujrzałam złość, odrazę i...
smutek?

***

następny rozdział za nami. 
jak się czytało?
fajny?
nie?
naprawdę chciałabym poznać waszą opinię ;_;
dobra. 
to ja już spadam, bo mi zaraz dupa odpadnie ;_;
papa ;3