poniedziałek, 1 lutego 2016

Rozdział 11.

Jest mi wstyd, że tak dawno tu nie byłam.
Jest mi tak bardzo wstyd, że to aż nienormalne.
Do zawieszenia zostało jakoś ze 2 chyba rozdziały.
Nie jestem pewna, ale myślę, że coś koło tego.

***

  Następny dzień. Złożyłam zeznania i zostałam odeskortowana do matki Jennifer. Nie lubiła mnie, zawsze potępiała decyzje swojej córki o adoptowaniu mnie, a kiedy tylko były ze mną jakieś problemy, narzekała i mówiła, że jestem wcielonym szatanem. Podobnie było i dziś. Słysząc, że zostałam zaatakowana, babka rozmasowała skronie, szepcząc, że zawsze przyciągałam zło, gdziekolwiek bym się nie pojawiła. Nie chciała mnie u siebie, ale musiała się mną zająć pod nieobecność prawnych opiekunów. Wyjątkowo nie zwracałam uwagi na jej reakcje. Wciąż byłam wstrząśnięta swoim odkryciem. Naprawdę ktoś na mnie polował i nie zamierzał odpuścić. Będąc jeszcze na posterunku poprosiłam, żeby rodzicom powiedzieli jak najmniej i dopiero jak wrócą z wycieczki. Nie chciałam ich dodatkowo martwic i niszczyć im ferii. Zgodzili się mówić o mojej sprawie jak najmniej, ale nie obeszło się bez ostrzeżeń z ich strony. Mówili, że muszę bardzo, bardzo uważać.
  Olałam prośby policjantów i wyszłam wkurzona na spacer. Muzyka w słuchawkach zagłuszała wszystko. Wszystko oprócz moich myśli. Szłam przed siebie, szurając glanami, na których zbierało się co raz więcej śniegu. Spojrzałam w górę, zatrzymując się, ale po chwili znów ruszyłam dalej. Kiedyś nawet nie obeszłoby mnie to, że ktoś chce mojej śmierci. Od zawsze byłam jakoś odpychana, nie lubiana. Bali się mnie, a ja nie wiedziałam czemu. Kiedyś nawet chciałam umrzeć. Nie miałam po co żyć. Szara normalność i codzienność mnie wykańczały. Znudziło mi się to wszystko. Codzienne walki, bójki, próby dokuczania mi, przerażone lub wkurzone spojrzenia, dokańczanie książek, które nawet nie pamiętam już kiedy zaczynałam czytać, dokańczanie seriali, których nawet nie pamiętam, kiedy zaczynałam oglądać udawanie głupiej i moja obojętność. Znudziło mi się to. Gdyby moje życie się nie zmieniło, byłabym nawet wdzięczna, że nie muszę popełniać samobójstwa, bo ktoś chce dopełnić przeznaczenia za mnie, ale teraz.. Teraz coś się zmieniało. Ja się odrobinę zmieniałam. Miałam po co żyć. Śmiech, wspólne świrowanie, dziwne, szalone akcje.. Powoli poznawałam siłę przyjaźni, mimo, że jeszcze nie do końca im ufałam.. Nawet poznałam co to znaczy 'kochać'. Nie chciałam umierać właśnie przez to. Przez ciekawość. Teraz nie wiedziałam co stanie się następnego dnia. Nie, kiedy miałam ICH obok. To właśnie pchało mnie do walki. Niechęć do utraty życia. Postanowiłam wtedy, stojąc tam ciemną nocą pod jakąś latarnią.. Postanowiłam, że nie ważne kiedy i z kim, ale będę walczyć. Zacisnęłam dłonie w pięści, uśmiechając się lekko jakby na potwierdzenie własnych myśli. Nagle poczułam jakby coś we mnie wybuchło. Moje ciało zrobiło się nienaturalnie gorące, skóra pokryła się zimnym potem, a przed oczami zaczął wirować cały świat. Poczułam dziwny ucisk w żołądku. Mój puls przyspieszył do nienaturalnej prędkości. Wyłączyłam muzykę i wyostrzyłam słuch. Byłam przerażona i nie wiedziałam dlaczego.
  - Leah? Leah, to ty? - usłyszałam wołanie. Odwróciłam głowę i zobaczyłam jakiegoś chłopaka, machającego do mnie. Stał po drugiej stronie ulicy. A przed chwilą jeszcze nikogo tam nie było. I nagle uczucia się skumulowały. Bałam się właśnie JEGO. Nie odezwałam się, udając, że robię coś na telefonie, dając mu do zrozumienia, że się pomylił. Nie zwracaj uwagi, nie zwracaj uwagi.. powtarzałam w myślach. - No weź.. Nie ignoruj mnie - szepnął nagle zjawiając się za mną i łapiąc mnie za ramię. Odepchnęłam go gwałtownie, odwracając się i cofając o kilka kroków. Kiedy zobaczyłam nienaturalnie bladą skórę, przestałam oddychać. Po chwili jednak wmówiłam sobie, że to wina światła. Przybrałam wkurzony wyraz twarzy.
  - Czego chcesz? - odparłam jak zwykle, kiedy ktoś mnie zaczepiał. Potrafiłam się obronić. Potrafiłabym mu tak przyłożyć, że by nie wstał. Potrafiłam wszystko. Więc skąd mój strach? Uważnie obserwowałam każdy, nawet  najmniejszy, ruch chłopaka.
  - Jesteś Leah, prawda? - spytał z szerokim uśmiechem. - To ja, Michael. Nie pamiętasz mnie? - zaśmiał się. Spojrzałam na jego krótkie, ciemne włosy, sterczące każdy oddzielnie w innym kierunku, na ciemne, prawie czarne oczy, na dwa kolczyki w lewym uchu i na zniewalający uśmiech. Michael?
  - Pamiętam tylko to, że usiadłeś obok mnie w autobusie - warknęłam. W tym samym dniu był wypadek. Uśmiechał się wtedy, trzymał mnie, kiedy prawie upadłam w autobusie.. Wbiłam paznokcie w dłoń. Jedyne z czym teraz musiałam walczyć, to pieprzona paranoja, a nie nie winni niczemu ludzie.
  - Jestem Michael! Zapomniałaś? Cherlak Michael! - zawołał zdesperowany, po czym chrząknął i ściągnął brwi. - Nudziło ci się, więc pobiłaś bandę dzieciaków, które się nade mną znęcały.. - mruknął, drapiąc się po karku jakby.. zawstydzony? Zamyśliłam się. Czy kiedyś zrobiłam coś takiego? Po chwili pstryknęłam palcami i wskazałam chłopaka.
  - Kundel! To naprawdę ty? - zaśmiałam się głośno. Pokiwał głową i wszystko stało się jasne. To jedyna osoba, z którą mogłam pogadać w gimnazjum. No, nie tylko pogadać.. Można było powiedzieć, że nasza relacja opierała się na obopólnym czerpaniu korzyści. Ja go broniłam, nosiłam mu plecak i dawałam mu korki, a on w zamian chodził dla mnie po jedzenie i rozmawiał ze mną. Był dla mnie takim chłopcem na posyłki. - Wyrosło ci się trochę - poklepałam go po ramieniu.
  - Odkąd się stamtąd wyrwałem, przybyło mi parę kilo - zaśmiał się tak sztucznie, że aż coś się we mnie napięło.
  - Wyrwałeś się? - zmarszczyłam brwi. - Nie uciekłeś stamtąd, prawda?
  - Nie, no coś ty! - zaprzeczył szybko. Zbyt szybko. I zbyt gwałtownie. - Adoptowali mnie. Myślałem, że to nie możliwe, żeby ktoś chciał dziecko w naszym wieku, ale zdarzył się cud i.. Oto jestem - rozłożył ramiona, uśmiechając się lekko. Cienie pod jego oczami dorównywały tym, które widziałam u ćpunów na głodzie. Ale Michael był zbyt dobrze zbudowany i zbyt normalnie się zachowywał jak na narkomana. Odpuściłam sobie te podejrzenia i pogadałam jeszcze chwilę z dawnym znajomym. Dziwne uczucie strachu rosło, więc pod pretekstem godziny policyjnej obowiązującej w domu, chciałam odejść, ale chłopak mnie zatrzymał. Wymieniliśmy się numerami telefonów, a on powiedział, że chce się ze mną niedługo spotkać i pogadać o starych czasach. Zgodziłam się tylko dlatego, że chciałam stamtąd jak najszybciej odejść. Kiedy tylko podałam swój numer Michaelowi, pożegnałam się i odeszłam szybkim krokiem. Muzyki na włączyłam. Cały czas miałam dziwne wrażenie, że uścisk w żołądku zelżał, kiedy oddaliłam się od chłopaka. Zabawne. Kiedyś to on bał się mnie. Teraz najwyraźniej jest odwrotnie. Cały czas próbowałam odgonić od siebie myśli, które podpowiadały mi, że tak samo czułam się przy tamtych potworach. Jednak mój umysł nie dawał za wygraną i podświadomie zaczęłam porównywać Michaela do nich. Co gorsza, znalazłam bardzo dużo wspólnych cech między nimi.
  Babka już po trzech dniach kazała mi zorganizować sobie inne lokum, w którym mogłabym zamieszkać póki nie będę chciała wrócić do domu. Rzekomo obawiała się zła, które mnie opętało. Kiedy byłam już spakowana i wyszłam trzaskając drzwiami, żeby wyrazić swoje niezadowolenie, usłyszałam tylko, jak mówi, że trzeba sprowadzić księdza, żeby poświęcił jeszcze raz dom i wygonił złe duchy, które tam sprowadziłam. Pewnie już dawno pokładałabym się ze śmiechu, gdyby nie to, że byłam wkurzona i odrobinę zagubiona. Druga babcia, matka Chada, która mnie lubiła, siedziała w sanatorium kilkaset kilometrów od naszego miasta. Wypadłam z klatki schodowej i spojrzałam jeszcze raz na blok, w którym mieszkała ta stara jędza. Poczłapałam na przystanek. Było mi zimno. Rzuciłam ogromną torbę na ławkę, postawiłam na niej wypchany po brzegi plecak i usiadłam obok. Wyjęłam telefon i przejrzałam swoje kontakty. Jen, Chad, Susan, Tom, jędza, druga babcia, dziadek, czyli mąż jędzy, Michael, kilku ludzi ze szkoły i ci dziwni. Westchnęłam, opierając łokieć o kolano i dłonią przecierając twarz. Gdzie ja miałam teraz iść? Nie chciałam wracać do domu, to po pierwsze. Po drugie, nadal nie mogłam nawet tam wrócić, bo dopiero zaczęły się tam prace nad czyszczeniem domu ze śladów walki i krwi.. Krwi potwora, którego zabiłam. Poczułam szczypanie pod powiekami. Zaczęłam szybko mrugać, nie dając łzom wypłynąć. Obiecałam coś sobie i miałam zamiar się tego trzymać.
  Podskoczyłam, gdy mój telefon zaczął wibrować. Nie wiedziałam już ile czasu siedziałam na przystanku, ale chyba długo, bo prawie nie czułam palców i cała się trzęsłam. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, po czym odebrałam.
  - Hej, misia - usłyszałam ciepły głos Adrienne.
  - Hej - powiedziałam, a mój głos lekko się załamał.
  - Co się dzieje, mała? Gdzie jesteś? - spytała, a ja usłyszałam lekki niepokój w jej głosie. Przełknęłam łzy. Nie teraz, nie tu.
  - Dużo się działo i nie mogę wrócić do domu. Babcia też mnie wyrzuciła, bo stwierdziła, że przynoszę jej pecha i sprowadzam złe duchy - zaśmiałam się sztucznie.
  - A co się działo? Czemu nie możesz wrócić? Leah, co się, do cholery, dzieje? - pytała, denerwując się co raz bardziej.
  - Spokojnie, Ad. To nie jest rozmowa na telefon.. Co chciałaś? - powiedziałam zmęczonym głosem, po czym usłyszałam westchnięcie i jakieś szepty.
  - Chciałam, żebyś do nas wpadła. Dasz teraz radę? - spojrzałam na swoje pakunki. - Możesz zostać u nas, jeśli chcesz. Wiesz przecież, że cię nie wygonimy - otworzyłam szerzej oczy. Co?
  - Co? - powiedziałam już na głos. - Nie, nie. Nie chcę się wpychać do was. Macie plany..
  - Skończ pieprzyć i przyjeżdżaj. Teraz - warknęła, a ja bałam się jej przeciwstawić. - Nie jesteśmy potworami, nie zostawimy cię jeśli nie masz gdzie iść - powiedziała już spokojniej, a ja westchnęłam. Ad podała mi kierunek jazdy i numer autobusu. Ze zdziwieniem zauważyłam, że to autobus, którym zazwyczaj jeżdżę do domu. Potem przypomniałam sobie jak razem z Aki'm jechałam do szkoły w dniu wycieczki. No tak, jechał wtedy ze mną tym autobusem. Wsiadłam do środka, rzucając na siedzenie swoje torby. Usiadłam blisko drzwi i jechałam. Kiedy autobus ruszył, zadzwoniłam do Adrienne z zapytaniem, na którym przystanku miałam wysiąść.
  - Nie wysiadaj, póki nie zobaczysz Aki'ego. Zaraz powinien być na przystanku..
  - Czemu Aki'ego? Nie mogłaś ty wyjść? - zaczęłam marudzić. Nagle w słuchawce zapadła cisza.
  - Leah, zapomniałam ci powiedzieć, ale ja, Karrie, Alex i Isa wybrałyśmy się na kilka dni za miasto. Chciałyśmy cię wziąć ze sobą, ale skoro sytuacja była taka, a nie inna, to zdecydowałyśmy cię nie zabierać. Proszę, nie złość się. Tylko Aki jest teraz w domu, ale spokojnie, on od razu się zgodził, żebyś u nas zamieszkała. Nie krępuj się! - zawołała, a ja ledwo powstrzymałam się, żeby nie przywalić sobie w czoło. Gdybym to zrobiła prawdopodobnie odpadłyby mi palce. Podziękowałam Ad i rozłączyłam się. Spojrzałam za okno i oparłam głowę o szybę. Za późno na odwrót. Wiedziałam, że Aki i Ad są rodzeństwem, ale zapomniałam o tym zupełnie w momencie, w którym dziewczyna kazała mi przyjechać. Westchnęłam. Jakoś przeżyję tych kilka dni. Przecież i tak nie miałam gdzie iść. Z daleka zauważyłam uwielbianą przeze mnie blond grzywę Aki'ego, więc wstałam, biorąc do ręki torbę i zarzucając plecak na plecy. Stanęłam przy drzwiach. Czekał na mnie. Czarna, skórzana kurtka, biała koszulka i zwykłe, przetarte dżinsy. I dym. Znowu palił. Kiedy autobus się zatrzymał, wysiadłam z niego powoli, niepewna czy to aby na pewno Aki. Chłopak podniósł na mnie zmęczony wzrok i już byłam pewna, że to właśnie brat Ad.
  - Siemka - uśmiechnęłam się, wyciągając ku niemu pięść. Aki przybił mi żółwika, mrucząc jakieś powitanie. - Przepraszam, że tak nagle zwalam ci się na chatę, ale Adrienne by mnie zabiła, gdybym tego nie zrobiła.
  - Nie ma sprawy. Mieszkaj u mnie ile chcesz - ziewnął głośno. Zauważyłam, że miał mocne cienie pod oczami, dziwnie zapadnięte policzki i nachmurzone czoło.
  - Źle spałeś? - spytałam od niechcenia. Pokiwał głową, ziewając. Wyciągnął kolejnego papierosa i go zapalił. Spojrzałam na niego
  - No co? Tylko tak mogę pozostać w miarę świadomy - mruknął, wyłapując mój wzrok.
  - Spoko, nie moja sprawa - wzruszyłam ramionami. Nie lubiłam, kiedy palił. Aki zabrał ode mnie moją torbę i zarzucił ją sobie na ramię, po czym wyciągnął do mnie rękę. Spojrzałam na nią zdziwiona.
  - Daj plecak - powiedział trzymając papierosa w ustach. Potrząsnęłam głową. - No daj.
  - Nie - powiedziałam, mocniej ściskając pasek plecaka. Aki westchnął kręcąc głową zrezygnowany. Zwróciłam oczy ku niebu. Niedługo miał zapaść zmrok, a ja też czułam się dziwnie padnięta. Wykończyły mnie te kłótnie z babką, wizyty policji i dzisiejsze zimno.
  Po 10 minutach dotarliśmy do drewnianego, dość dużego domu. Wchodząc do środka, Aki zapytał mnie czy jestem głodna. Odpowiedziałam, że nie, więc zdjęliśmy wierzchnie okrycia, buty, po czym chłopak oprowadził mnie po domu. Na parterze znajdowała się łazienka, kuchnia, salon, kotłownia i pokój gościnny. Na piętrze druga łazienka, trzy pokoju i dodatkowe pomieszczenie, w którym było dosłownie wszystko, taka graciarnia. Zaraz po tym jak pokazał mi pokój Ad, w którym miałam stacjonować, postawił moją torbę zaskakująco delikatnie na ziemi i powiedział, że idzie sobie zrobić kawę. Zdziwiona, spytałam, czy nie będzie spał.
  - Nie będę spał, dotrzymam ci towarzystwa - powiedział, zmierzając do drzwi.
  - Ale mi też się chce spać - zaśmiałam się. Aki spojrzał na mnie jakoś dziwnie, po czym lekko się uśmiechnął.
  - Dobra. Zaraz przyniosę ci pościel, a ty się rozpakuj. Trzy dolne szuflady komody są wolne - powiedział, wychodząc z pokoju. Usłyszałam tylko jak schodzi na dół. Rozejrzałam się po pokoju. Jasnobrązowy kolor ścian dobrze komponował się z ciemnymi meblami i białym łóżkiem. Ten pokój przypominał mi takie, jakie widziałam na filmach o XVIII wieku. Rozpakowałam się, pomogłam trochę Aki'emu i poszłam do łazienki. Nie dałam rady się myć. Myślałam tylko o tym, żeby położyć się w łóżku pod ciepłą kołdrą. Przebrana w piżamę wróciłam do pokoju. - Tak myślałem - zarechotał Aki, widząc moją za dużą koszulkę i szerokie spodenki. - Nie masz ani trochę dziewczęcej piżamy.
  - Zamknij się - mruknęłam. Niezbyt mnie to obchodziło, w końcu nigdy nie byłam dziewczęca i przywykłam do takich komentarzy. Mimo to, trochę mnie zabolało, kiedy usłyszałam to z ust Aki'ego.
  - Oj, nie obrażaj się - westchnął, dźgając mnie w policzek. - Pamiętasz gdzie jest mój pokój? - spytał, wychodząc. Pokiwałam głową. - Jak coś się stanie, przestraszysz się, czy coś, to nie krępuj się i wbijaj z buta. Idę zamknąć drzwi na dole, a ty się już połóż.
  - Posłusznie zakopałam się pod kołdrą. Aki zgasił światło i zamknął drzwi pokoju. Otoczyła mnie ciemność, a wraz z ciemnością wróciły wspomnienia. Potwory, wypadki, ciała, zwierzęta, włamania, napaści, posterunki, przerażenie, niepewność jutra, ciągłe wątpliwości i ból. Fizyczny, psychiczny.. Już nie wiedziałam, który był gorszy. Tu, w tym łóżku, w tym domu, czułam się bezpiecznie jak nigdzie indziej, jak nigdy wcześniej. Nie mogłam przestać się trząść. Czułam się tu tak bezpiecznie, że postanowiłam obdarzyć to miejsce zaufaniem. Zrzuciłam maskę obojętności, a z moich oczu pociekły łzy. Bezgłośne łzy. Nie mogłam niepokoić innych swoimi problemami. Trzask drzwi, pstryknął włącznik..
  - Hej, Leah. Zapomniałem ci powiedzieć, że.. - Aki zatrzymał się w pół kroku. Ukryłam się pod kołdrą, ale byłam pewna, że widział. - Ej. Co się stało, mała? Boisz się? - spytał, siadając na łóżku, obok mnie. Nie odpowiedziałam. Teraz będzie mi wypominał. Wypominał, że jednak jestem słaba i tylko udaję taką silną i twardą. Wiedziałam, że w końcu kiedyś to się wydarzy. - Mówiłem, że nie ważne z czym, przychodź do mnie. Wiem co ci się przydarzyło. Długo to w sobie tłumiłaś.. - szepnął, a ja poczułam przez kołdrę jego rękę na swoich plecach. - Strach po takiej sytuacji jest normalny. Potrzebujesz czasu - powiedział miękko. Odsłoniłam kawałek kołdry.
  - Nie będziesz się śmiał? - wychrypiałam. Spojrzał na mnie zdziwiony. - No, bo.. Przecież ja.. Ja płaczę..
  - Czemu miałbym się śmiać? Nie rozumiem - powiedział, marszcząc brwi.
  - No, bo cały czas jestem taka nieugięta, waleczna, a teraz..
  - Ale jesteś żywa - przerwał mi twardo. - Nie jesteś robotem bez uczuć. To normalne. Płacz jest normalny, kiedy masz ku temu powód - powiedział. I wtedy, dopiero wtedy, zrozumiałam, że bycie człowiekiem oznacza odczuwanie tego wszystkiego. Jaka ja byłam głupia. - Chcesz spać ze mną? - spojrzałam na Aki'ego zszokowana, a on wzruszył ramionami. - Jeśli nie chcesz, to nie. Do niczego nie zmuszam, ale czułbym się lepiej wiedząc kiedy się boisz albo kiedy jest ci źle - powiedział wstając. Kiedy usłyszałam ciche trzaśnięcie drzwi w jego pokoju, wstałam, załapałam kołdrę i poduszkę i podreptałam do wyjścia. Zgasiłam brodą światło i stanęłam przed pokojem chłopaka. Nacisnęłam klamkę, pchnęłam drzwi i cicho podeszłam do łóżka. Aki się przesunął, a ja położyłam się obok niego. Wcisnęłam poduszkę pod głowę i opatuliłam się kołdrą. Bez problemu zmieściliśmy się na jego dużym łóżku.
  - Dobranoc - szepnęłam, ramionami oplatając poduszkę.
  - Dobranoc - odpowiedział Aki. Gdy zapadła cisza od razu wszystko wróciło. Znów każdy dźwięk, każdy cień.. Wszystko było takie.. straszne. Przylgnęłam plecami do pleców Aki'ego. Poczułam jego ciepło, które uspokoiło mnie na tyle, że mogłam spokojnie zasnąć. Jeszcze w półśnie czułam jak obraca się w moją stronę i oplata mnie ramionami. Ciepło. Bezpiecznie. Miło. Chciałabym, żeby było tak już zawsze.
  Usiadłam, otwierając oczy do połowy. Dopiero po kilku sekundach przypomniałam sobie gdzie jestem. Aki warknął niezadowolony.
  - Jak bardzo jest wcześnie? - spytałam, kiedy spojrzałam na wyświetlacz telefonu, próbując nie oślepnąć od jego blasku.
  - Wystarczająco wcześnie, żebyś jeszcze musiała spać - warknął, gwałtownie kładąc mnie z powrotem. Przylgnął do mnie i zasnął w trybie natychmiastowym. Po kilku minutach ja też spałam jak zabita.
  Wstałam praktycznie nieprzytomna. Wygrzebałam się spod kołdry, zignorowałam niezadowolone warczenie Aki'ego i przeszłam do łazienki. Po załatwieniu swoich spraw, stanęłam przed lustrem. Spojrzałam na swoje odbicie, w którym zobaczyłam zmęczonego do granic możliwości człowieka. Umyłam ręce, ochlapałam twarz wodą i dopiero wtedy mogłam wyjść z łazienki. Przeszłam do pokoju Adrienne, wyjęłam swoje rzeczy i wrociłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i jeszcze chwilę pomyślałam nad swoim życiem.
  - Cześć - ziewnął Aki, drapiąc się po głowie. Dopiero wstał i nie wyglądało na to, żeby w najbliższym czasie miał się przebrać. Piżama życiem. - Co chcesz na śniadanie? - spytał, schodząc na dół. Powiedziałam, że to co on i weszłam do jego pokoju. Zabrałam swoją pościel i zaniosłam do swojego tymczasowego pokoju. Rozłożyłam ją na łóżku. U siebie zapewne zostawiłabym chlew taki, jaki zastałam zaraz po przebudzeniu, ale nie byłam u siebie. Dopiero po jako takim ogarnięciu swoich rzeczy, zeszłam na dół. Podążyłam za smakowitym zapachem i trafiłam do kuchni. - Siadaj. Zaraz będzie gotowe - powiedział, podrzucając coś na patelni. Posłusznie usiadłam ma krześle stojącym pod oknem. Po chwili przede mną stanęły naleśniki, jajecznica, podsmażone bułki, dżem malinowy, gotowane parówki i cały dzbanek herbaty. Szczęka mi opadła, kiedy zobaczyłam taką ilość jedzenia. I ja mam to zjeść? Tak dużo? Na raz? - Nie krępuj się, jedz - mruknął Aki, wcinając pierwszego tosta. Spróbowałam jajecznicy i nagle rozsadziło mi kubki smakowe. Wszystko co zrobił było tak pyszne, że nic nie zostawiłam. Ani okruszka, ani kropelki.
  - Dziękuję za jedzenie - westchnęłam po posiłku. Potem pozmywaliśmy naczynia, mimo, że Aki upierał się, żebym tego nie robiła.
  - Co chcesz teraz robić? - spytał, stając nagle obok mnie. Wzruszyłam ramionami, wycierając ostatni talerz. Chłopak oparł się o blat. - Mam karty, PS3, gry filmy.. Co chcesz. Do wyboru do koloru.
  - Możemy coś obejrzeć - powiedziałam niepewnie. Aki poprowadził mnie do salonu, zgasił wszystkie światła, zasłonił okna i włączył ogromny telewizor. Zdecydowaliśmy się na horror o dwóch policjantach, którzy rozwiązują mroczną zagadkę kilku dziwnych ludzi. Fajny film swoją drogą. Kilka razy nawet się wzdrygnęłam za strachu.. No dobra, przyznaję się bez bicia. Bałam się tak bardzo, że nie zauważyłam, kiedy przylgnęłam do ramienia Aki'ego. - Dawaj następny - szepnęłam zafascynowana filmem. Następne horrory były o wiele straszniejsze, ale dzielnie się trzymaliśmy. Po ostatnim, chyba piątym, filmie, spojrzeliśmy na siebie. - To było coś. Ten ostatni był najlepszy.
  - No, masakra. Mózg mi rozsadza - uśmiechnął się Aki. Ukradkiem spojrzałam w dół. Cholera jasna. Trzymaliśmy się za ręce przez bitych kilka godzin, nie licząc przerw, kiedy Aki coś dla nas pichcił. Nagle jego komórka rozbrzmiała znajomą melodią. - Tak? - odebrał, nadal nie puszczając mojej ręki. Widział, był świadomy tego, co robił. Kciukiem głaskał wierzch mojej dłoni. - Nie, nic nie robię akurat teraz. Co? A! Nie! Czekaj! - zawołał do słuchawki, ale jego rozmówca najwyraźniej się rozłączył.
  - Co się stało? - spytałam, widząc, że jest trochę zdenerwowany.
  - Max i reszta chłopaków zaraz tu będą - odparł po chwili przerwy. Spojrzeliśmy po sobie. Wzruszyłam ramionami. Zaśmialiśmy się, włączając kolejny film. Po kilku minutach, bez pukania, drzwi domu otworzyły się z hukiem i usłyszeliśmy śmiech i krzyki.
  - Aki, weźcie się gdzieś bliżej cywilizacji przeprowadźcie. Ile czasu będzie mieszkać na odludziu? Czekacie aż was coś zabije? - zawołał z przedpokoju. Kiedy wszyscy znaleźli się w salonie, przywitałam się krótkim 'Siemka', a Aki spauzował film. - Co? Co tu się dzieje, gołąbeczki? Małe kizi-mizi pod nieobecność Ad? - zaśmiał się, pierwszy otrząsając się ze zdziwienia.
  - A co jeśli tak? - warknął Aki, uśmiechając się pod nosem.
  - To długa historia. Napadli na mnie. Najpierw byłam u babci, ale kazała mi spieprzać - mruknęłam, drapiąc się po karku. Nie zauważyłam, kiedy puściłam rękę Aki'ego. Max i reszta rozsiedli i rozłożyli się na ziemi, film znów ruszył, ale ja nie mogłam się na niczym skupić. Nie, kiedy obok siedział ON.
  Po godzinie wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że ja i Chris idziemy po popcorn do jedynego, pobliskiego sklepiku. Reszta miała przygotować salon na oglądanie filmów w więcej niż dwie osoby.
  - Jak się czujesz? - zagadnął Chris. Wzruszyłam ramionami. - Dużo masz tych wypadków. To dziwne - stwierdził. - Gdyby to był film, to powiedziałbym, że..
  - Ktoś na mnie poluje? - zaśmiałam się. - Tak właśnie jest. Polują na mnie. Nie jestem ślepa ani głupia, to da się zauważyć. Nawet policja mi to powiedziała, polują na mnie. Ktoś, kogo nie mogą ani zidentyfikować, ani namierzyć, ani nawet powiązać z czymkolwiek - wyrzuciłam z siebie nagle. Głos mi się załamał. Odetchnęłam głęboko. - Eh. Nieważne. Zapomnij, dam radę sama, jak ze wszystkim.
  - Nie. Nie musisz radzić sobie sama. Masz nas, tak? - powiedział Chris, wpychając ręce do kieszeni. Prychnęłam. Gdybym tylko miała pewność, że nie mają z tym nic wspólnego.. Powiedziałabym im o tym. Powiedziałabym o wszystkim. O tym, że się boję. O tym, że się martwię. O tym, jak bardzo jest mi ciężko.
  Wróciliśmy po 40 minutach z masą jedzenia. Nie miałam ochoty teraz z nimi siedzieć. Chciałam zaszyć się w pokoju i słuchać muzyki czytając książkę. Ale nie chciałam też pytań. Wchodząc do salonu zauważyłam, że na kanapie siedzi tylko Aki. Spojrzał na mnie i poklepał miejsce obok siebie. Usiadłam tak, gdzie wskazał. Skulona odsunęłam się delikatnie. Reszta rozłożyła się na materacach, które rozłożyła ekipa do tego wyznaczona. Film, który wybrali, naprawdę był straszny, przynajmniej dla mnie. Przypominał mi o wszystkim co mnie spotkało w całym życiu. Brak biologicznej rodziny, przyjaciół, akceptacji, ciepła.. Bolało mnie serce. W pewnym momencie Aki objął mnie mocno.
  - Spokojnie, mała. Co się dzieje? - szepnął ledwo słyszalnie. Spojrzałam na niego. Był rozmazany, jak wszystko wokoło. Czy ja.. płakałam? Aki położył dłoń na moim policzku i potarł go kciukiem. Jego dłoń była taka żywa, realna, ciepła.. Przymknęłam oczy. Nie czułam już tej zimnej kuli, która zalegała we mnie całe życie. Zmieniła to właśnie ta dłoń. Zmienili to ci ludzie, siedzący w salonie. Aki oparł czoło o moje. - Spokojnie.. - szepnął znowu. Nie otworzyłam oczu. Przeszedł przeze mnie prąd, kiedy nasze usta się zetknęły. Zrobiło mi się gorąco. Emanowałam uczuciami. Kiedy się odsunął, otworzyłam oczy. Uśmiechał się lekko. Jeszcze raz potarł mój policzek, po czym przyciągnął mnie do siebie i wrócił do oglądania filmu, jedną ręką mnie obejmując, a drugą ściskając moją dłoń. Przylgnęłam do niego i wreszcie poczułam jak ogarnia mnie spokój, jaki zwykle ogarniał mnie po bijatykach lub innej formie wyrzucenia z siebie emocji. Opuściły mnie burzliwe emocje. Tak mogłabym żyć.
  Do późnej nocy graliśmy w karty. Wyłamałam się jako pierwsza. Weszłam do pokoju Ad, zamknęłam drzwi, zgasiłam światło i rzuciłam się na łóżko, zasypiając szybko. Z dołu dochodziły do mnie pojedyncze słowa cichej rozmowy.
  Trzasnęły drzwi wyjściowe. Poderwałam się z łóżka i podeszłam do okna. Max, Chris, Aki i Frank wychodzili właśnie za bramę, śmiejąc się cicho. Otworzyłam okno.
  - Gdzie idziecie? - spytałam, zaspanym głosem. Potarłam oczy i ziewnęłam szeroko.
  - Wracaj do łóżka. Za pół godziny wracam. Idę odprowadzić chłopaków - powiedział Aki. Kiwnęłam głową i posłusznie zamknęłam okno. Od razu się rozbudziłam. Sama w całym domu. Bałam się? Nie. To tylko przyzwyczajenie. Po ostatnim pół roku nauczyłam się, że nigdzie nie byłam bezpieczna. Musiałam cały czas być czujna i gotowa na wszystko. Usiadłam pod ścianą, opierając o nią głowę. W ciemnym pokoju było cicho i przytulnie. Gdyby nie podświadomie zapalona czerwona lampka, zasnęłabym szybko i na długo. Jednak mój mózg zaalarmowany jakimś nieznanym czynnikiem kazał mi pozostać przytomną. Siedziałam tak skulona, póki nie poczułam, że zdrętwiały mi nogi. Wyprostowałam je, myśląc o Aki'm. Przystojny, wysoki, mądry, inteligentny, opiekuńczy, miły, czasem ponury, trudny w obyciu i starszy o trzy lata brat Adrienne. Po prostu Aki. Westchnęłam. W nim.. W nich wszystkich było coś, co mnie do nich przyciągało, ale w nim było tego o wiele za dużo. Znamy się pół roku, ale coś nas połączyło, coś czego nie potrafiłam określić. Coś, przez co zachowywaliśmy się lepiej niż starzy przyjaciele.. Zachowywaliśmy się prawie jak rodzina.
  - Czemu siedzisz na ziemi? - spytał Aki, kucając przede mną. Otworzyłam oczy. Musiałam zasnąć nawet tego nie zauważając. Przeciągnęłam się delikatnie. - Nie ważne. Idziemy spać - powiedział. Pisnęłam cicho, kiedy wziął mnie na ręce. Wyszedł z pokoju Adrienne i skierował się do swojej sypialni. Niósł mnie z zadziwiającą łatwością. Zgadywałam, że to przez jego bardzo mocno wypracowane mięśnie, rzadko spotykane u dziewiętnastolatków w tych czasach. Położył mnie delikatnie na łóżku, a sam padł obok. Wszędzie było ciemno, ja ledwo co cokolwiek widziałam, a on poruszał się z taką pewnością, jakby był dzień. Był już przebrany, wyczuwałam od niego zapach kokosowego szamponu i miodowego żelu pod prysznic. Musiałam spać naprawdę długo, skoro zdążył się umyć i przebrać. Chciałam już powiedzieć, że zapomniał mojej kołdry, ale chłopak nakrył mnie po omacku, po czym wturlał się pod okrycie, przylgnął do mnie i zasnął natychmiast. Po chwili ja też spałam jak małe dziecko.
  - Długo ci wczoraj zeszło z tym odprowadzaniem chłopaków - mruknęłam przy śniadaniu, przeżuwając omleta. Aki wzruszył ramionami.
  -Wygłupialiśmy się po drodze i jakoś tak wyszło - odparł, zerkając na mnie co chwila. Kiedy spytałam o co mu chodzi, prychnął rozbawiony i kazał mi się przejrzeć w lusterku. Odwróciłam się do szyby i przewróciłam oczami. Napuchnięta twarz, rozczochrane włosy i dżem koło ust. Wzruszyłam ramionami i wróciłam do jedzenia. - Widzę, że powoli zaczynasz się tu czuć jak w domu - zauważył, kiedy machnęłam ręką na mój wygląd. Uśmiechnęłam się, kończąc już omlet. Aki wciąż mi się przyglądał, podpierając głowę na dłoni. Zauważyłam, że co raz częściej się uśmiechał.
  - Co?! - wrzasnęła Ad kilka dni później. Wszyscy siedzieliśmy w salonie i graliśmy w "prawdę i wyzwanie". Nikt się nie odzywał i nie odrywał od nas wzroku, tylko Ad doznała takiego szoku, że musiała krzyknąć. Aki, który akurat odpowiadał na pytanie, wzruszył ramionami i cmoknął mnie w skroń. - Ale.. Ale jak to? Zostawiliśmy was na kilka dni samych i już takie rzeczy? Źle ich pilnowaliście - zawołała, gestykulując żywo. Złapała chusteczkę i teatralnie zawyła, ocierając wyimaginowane łzy - Nasze dzieci dorosły..
  - Oh, zamknij się - warknął Aki, nieświadomie ściskając mocniej moją dłoń. Uśmiechnęłam się lekko. Długo nie utrzymaliśmy naszego sekretu w tajemnicy. Następnych kilka godzin siedzieliśmy w salonie Balck'ów, gdy nagle po południu zadzwonił dzwonek do drzwi. Ad wstała i poszła sprawdzić kto to. Usłyszeliśmy podniesione szepty i po chwili do pomieszczenia weszły trzy osoby.
  - Aki. Rodzice wrócili - powiedziała twardo Ad. Za nią stał potężny brunet o twardych rysach i ostrym, przeszywającym spojrzeniu intensywnie niebieskich oczu.
  - Dzień dobry - szepnęłam, spuszczając wzrok. Straszny.
  - Kim ona jest? - spytał niskim, głębokim głosem, straszniejszym niż sam jego wygląd.
  - Daj spokój, Geogre - zaśmiała się delikatnej urody blondynka o przenikliwie brązowych oczach, która wyskoczyła zza olbrzyma. - Przecież wiesz kto to - uśmiechnęła się do mnie lekko. - Leah Susan Stewart. Miło mi cię poznać kochanie - powiedziała. W jej ruchach i mimice wyczuwałam ledwo skrywają nieufność. Na chwilę zrobiło się zupełnie cicho, atmosfera stała się gęsta i klejąca. Wydawało mi się, że wszyscy oprócz mnie porozumiewają się telepatycznie, że trwa cicha, niesłyszalna wojna.
  - Leah musi u nas chwilę pomieszkać, bo w jej domu zagnieździła się policja - powiedział Aki twardo, jakby chciał coś na kimś wymusić.
  - Ojej, a co się stało? - spytała blondyna, jednak nie wyglądała na zbyt zainteresowaną.
  - Włamanie. Jeden z włamywaczy zabił drugiego i uciekł - szepnęłam nieśmiało. Co się ze mną działo? Gdzie moja odwaga i opryskliwość? Bałam się, ale czemu? - Ogólnie to byli dziwni. Bladzi i chyba lubili przebieranki, bo mieli czerwone oczy, łyse czaszki i wyglądali jak z jakiejś sekty. A ich zęby.. Ostre, jakby spiłowane..
  - Zęby? - zdziwiła się Adrienne. - Nic nie mówiłaś. Czemu zwróciłaś uwagę na ich zęby?
  - Ugryzł mnie - wskazałam na ramię. Wszyscy zamarli, wpatrzeni we mnie. - Coś się stało?
  - Ugryzł cię? - mruknął pan Black. Zauważyłam, że jego mieśnie się napięły, jakby oczekiwał ataku. Co, do cholery, było we mnie nie tak, że wszyscy byli przeciwko mnie? Co tu się działo? O co chodziło? Zaczynałam już powoli mieć tego dość. - Kiedy? - spytał krótko. Kiedy powiedziałam, że tydzień temu, atmosfera się rozrzedziła. Podziałały trochę jak zmiękczacz na wodę. Patrzcie państwo jaka poetka. No nic tylko się śmiać.
  Pozostała część dnia minęła dość spokojnie. Pan George okazał się bardzo miłym, lecz nieufnym facetem, zaś pani Zoe, jego żona, to całkowita kopia. Oczywiście tylko charakteru. Ciałami różnili się bardzo.
  - Hej, Leah - szepnęła Adrienne, leżąc na materacu na podłodze. - Opowiedz mi trochę o swojej przeszłości.
  - O czym? - zdziwiłam się.
  - No o tym co robiłaś wcześniej. Z tego co zauważyłam, nie bardzo radzisz sobie w kontaktach międzyludzkich, więc coś mnie zastanawiało. Jak udało ci się wyrwać z domu dziecka? - spytała. Typowa Adrienne, ciekawska, ale za razem poważna. Westchnęłam głęboko.
  - Dobra.. To było tak.. Pierwsze moje wspomnienie, to twarz mojej matki, tej biologicznej. Nie wiem skąd i nie wiem jak. Powiedziano mi, że zostawiła mnie w sierocińcu jak miałam roczek, więc to pewnie tylko moje wyobrażenie - zawahałam się. - Cóż.. Masz rację. Nie idzie mi dobrze w kontaktach z ludźmi. Jak byłam mała, czułam się jak wróg całej ludzkości, jakby wszyscy się na mnie uwzięli. Dorastałam między nienawidzącymi mnie opiekunkami, zawistnymi dzieciakami i to było dla mnie normalne, że nie miałam z kim się pobawić, z kim porozmawiać.Myślałam, że tak ma być, że to ja jestem temu winna.. - poczułam jak do oczu zaczęły napływać mi łzy, ale przełknęłam je, zanim opuściły obręb mojego ciała. - Wiadomo, że nienawiść często prowadzi do rękoczynów. Tak było też w moim wypadku. Dzieci biły mnie, okładały czymkolwiek popadło, kiedy tylko za bardzo się wychyliłam. Mimo to, nieustępliwie wybijałam się ponad wszystkim. W ocenach, w sporcie, w testach na inteligencję, w testach sprawnościowych, w testach na spryt, spostrzegawczość.. Dzięki temu zostałam znienawidzona jeszcze bardziej. W końcu pojawili się Stewardowie. Miałam może 9-10 lat, a już cały czas chodziłam z obdartymi kolanami, kostkami u dłoni, obitą twarzą, mnóstwem siniaków i coraz bardziej ponurym i obojętnym wzrokiem. Jennifer zobaczyła mnie zaraz po mojej kolejnej bójce ze starszakami z podstawówki. Myślałam, że mnie odrzuci, ale ona kucnęła i pogłaskała mnie po głowie. Przychodziła często, rozmawiała ze mną, a raczej tylko ona mówiła, bo ja jej nie odpowiadałam. Mimo ostrzeżeń od opiekunek, zdecydowali się z Chadem mnie adoptować. Byłam zaskoczona. Większość dorosłych nawet nie brało mnie pod uwagę, no bo proszę cię, kto by chciał takiego kłopotliwego dzieciaka, a tu proszę.. - zaśmiałam się cicho. - Podsłuchałam wtedy rozmowę dwóch opiekunek. Mówiły, że ktoś zlecił Jen i Chadowi moją adopcję. Nie rozumiałam co to znaczyło, więc myślałam, że znów coś złego, ale szybko o tym zapomniałam. Dla mnie ważne było to, że wreszcie się stamtąd wyrwałam. Wzięli mnie do swojego domu, dostałam własny pokój, a wszystko w nim było moje. To było dziwne mieć nagle tyle rzeczy na własność. Wracając do ogółów.. Poszłam do innej podstawówki niż ta przypisana do sierocińca, ale nic się nie zmieniło. Byłam coraz lepsza od innych, a ci inni mnie nienawidzili. kiedyś w przypływie wściekłości nauczyciel wykrzyczał mi w twarz, że nigdy nie znajdę przyjaciół, bo jestem odpychająca. Poszłam do gimnazjum i znalazłam kogoś.. Kogoś, kto mnie nie nienawidził. Broniłam go przed silniejszymi, pomagałam mu jak mogłam, ale pod koniec drugiej klasy zniknął. W połowie trzeciej wrócił, cały blady z podkrążonymi oczami, ale lepiej zbudowany, weselszy i pełniejszy życia. Potem, na początku wakacji, przeprowadziłam się tu. Historia się powtórzyła. Nikogo obok. Miałam książki, komputer i siebie. To wszystko. Chodziłam na różne treningi sztuk walki, ale wyrzucali mnie z jednej szkoły, z drugiej i tak dalej, dzięki czemu teraz umiem podstawy wielu sztuk - westchnęłam, tym samym kończąc monolog.
  - Czemu cię wyrzucali - szepnęła Adrienne, ledwo słyszalnie. Zamyśliłam się, wygrzebując z pamięci słowa mojego ostatniego trenera.
  - Byłam zbyt dobra, zbyt silna, zbyt agresywna. Nokautowałam równych sobie jednym ciosem. Od zawsze byłam silniejsza niż reszta. Kwestia genów - położyłam się na plecach z rękoma pod głową, wpatrując się w sufit. Na chwilę zapadła cisza. - Niepotrzebnie wspominam to wszystko. To tylko przeszłość ofiary losu. Zapomnij - powiedziałam, zakrywając oczy przedramieniem. Nagle usłyszałam szept, dochodzący gdzieś z tyłu mojej głowy. Zamknęłam oczy próbując go zrozumieć. Zobaczyłam mały, jaśniejący punkt w mojej świadomości. Ujrzałam też twarz swojej biologicznej matki. Jej usta poruszały się. To ona szeptała.
  - Słowa są siłą - usłyszałam.
  - Musisz być najlepsza - westchnęła Ad, przywracając mnie do rzeczywistości. - Tylko tak utrzesz nosa tym wszystkim debilom. Mów co o nich myślisz, ulży ci.
  - Wiem Ad, wiem - szepnęłam, zapadając w fazę półsnu. - Bo słowa są siłą.. - mruknęłam, zasypiając. Usłyszałam tylko skrzypnięcie drzwi i szybkie kroki, prowadzące na dół. Potem zapadła ciemność.
  Pierwszym co usłyszałam, było bicie serca. Otworzyłam oczy próbując dostrzec coś w mroku. Przez szparę pod drzwiami wpadało nikłe światło księżyca. Nagle zobaczyłam cień i usłyszałam cichy odgłos kroków. Ktoś zatrzymał się przed drzwiami i nacisnął klamkę. Moje serce przyspieszyło. kto? Po co? Czemu?
  - Leah.. Śpisz? - szepnął Aki, wślizgując się do pokoju. Uniosłam się na łokciach i zerknęłam na posłanie Ad, ale jej tam nie było.
  - Nie. Co jest? - spytałam zaniepokojona. - Gdzie Ad?
  - No właśnie. Wgramoliła mi się do łóżka. Chciałem ci tylko powiedzieć, że będę tu spał - wskazał ziemię. Pokręciłam głową, przesuwając się na łóżku i odkrywając się lekko. Aki zajął miejsce obok mnie, a ja położyłam się z powrotem, odruchowo wtulając się w niego. Zanim się położył, wpatrywałam się w szparę pod drzwiami. Coś śmignęło wtedy po korytarzu. Natychmiast zacisnęłam powieki. To nie mogła być prawda. Ja wcale nie widziałam tego Potwora tuż przed wejściem Aki'ego pod kołdrę. Z całych sił starałam się o tym nie myśleć i wreszcie udało mi się zasnąć, a wszystko dzięki uspokajającemu ciepłu ciała chłopaka, leżącego obok i tulącego mnie tak, jakbym była jakimś skarbem, który w każdej chwili mógł się rozpaść.