czwartek, 12 marca 2015

Rozdział 8.



W 'Dziewięciorgu' dzieje się, oj dzieje.
Włamania, morderstwa, policja i tajemnicze zwierzaki z lasu..
Leah ma ciężko, ale mówiąc szczerze, chcę mieć jak ona. xD

Następny rozdział będzie z My Sweet dark World.
Shion i jej paczka powracają! XD


***


  -Ty byłaś celem - powiedział, wciskając mi w dłoń zakrwawioną kartkę, tą samą, którą czytałam tuż przed wypadkiem. Spojrzałam na doktora pytająco.
  -Czemu pan mi to mówi? - spytałam zgniatając papier w ręku.
  -Jesteś inteligentną dziewczyną, przebiegłą, błyskotliwą i tak cholernie chytrą, że to aż nierealne. Jeśli damy ci nad tym trochę pomyśleć, będziesz o wiele bliżej rozwiązania niż my. Poza tym mam wrażenie, że wiesz coś więcej. Więcej niż można mówić na głos. Nie chcę wiedzieć, to musi zostać tajemnicą. Chcę tylko, żebyś pomogła rozwiązać tą sprawę - doktor spojrzał na mnie z nadzieją. Westchnęłam ciężko.
  -Niech pan mówi co wie - zażądałam.
  -Kierowca autobusu był trzeźwy, a przynajmniej na to wskazywał tor jazdy. Jeden ze świadków zeznał, że znikąd pojawiły się światła tira i autobus nagle przekoziołkował na pobocze. Parę sekund później staną w płomieniach. Wybuchł zanim ktokolwiek zdążył się zorientować co się stało. Ciebie znaleziono u podnóża skarpy. Prawdopodobnie wybiłaś głową szybę, kiedy wypchnęła cię siła odśrodkowa, zleciałaś ze skarpy i odbiłaś się od siatki, odgradzającej drogę od lasu - lekarz zawiesił się.
  -Co z innymi? - spytałam zaciekawiona. Doktor milczał przez chwilę.
  -Nie żyją. Wszyscy - odparł starszy pan po chwili ciszy. - To był wypadek, to nie twoja wina...
  -No chyba. To jasne, że nie moja. Zdarza się. Wypadek jak każdy inny - wzruszyłam ramionami, a lekarz po kilku sekundach odrętwienia, spojrzał na mnie czule.
  -Nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać - uśmiechnął się. Odwzajemniłam gest i poprosiłam, by w ścisłej tajemnicy przyniósł mi zeszyt i długopis. W milczeniu spełnił moją prośbę. Nie pytał po co, nie pytał dlaczego.. Typowy przypadek człowieka 'im mniej wiem, tym dłużej żyję'.
  Nie miałam wizyt. Nie chciałam ich. Doktor przeciągał przeniesienie na inny oddział tak długo, jak mógł, jednak w końcu musiał się poddać. Wtedy zaczęły się odwiedziny. Przez cały tydzień przychodziła rodzinka, nikt inny, jednak jeśli ma się taką familię jak moja, to godzina dziennie z całym jej kompletem jest istną katorgą.
  Trzy tygodnie. Tyle czasu leżałam w szpitalu. Potem przenieśli mnie. Do domu. Jeszcze dwa tygodnie bez możliwości ruszenia się poza wyznaczony teren. To oznaczało też więcej czasu na przemyślenie sprawy wypadku. Widziałam ICH. Byli tam. Biegli na autobus. Mimo to wszystkie ślady wskazywały na zwykłe zderzenie tira ze środkiem komunikacji miejskiej. Poza tym była jeszcze kobieta (dziewczyna?) ze zwierzęciem. Ona mnie uratowała. Gdyby nie to, zginęłabym.
  Mój zeszyt z dnia na dzień robił się coraz bardziej zapisany. Pierwsze co przemyślałam to przebieg wypadku. Policji powiedziałam, że podczas całego zdarzenia miałam na uszach słuchawki, potem bełkotałam coś o huku, latającym szkle, bólu i ciemności, czyli typowe zeznanie uczestnika wypadku. Rzeczywiście, ta druga część była prawdziwa, jednak bardzo ukróciłam opowiadanie swoich przeżyć. Przecież nie mogłam im wszystkiego powiedzieć. Wysłali by mnie do wariatkowa. Kiedy połączyłam to, co widziałam z dowodami, które dostałam od syna doktora, wszystko nabrało kształtu. Układało się to w zwykłe prześladowanie, ewentualnie próbę zabójstwa. Pozostawała jeszcze kwestia moich wspomnień, które były zbyt wyraźne i zbyt dokładnie jak na wynik szoku powypadkowego. Doszłam do wniosku, że całe to zdarzenie było zaplanowane. Najpierw dodatkowe zajęcia w szkole, potem kartka z groźbą w autobusie, w którego kilka metrów przed moim przystankiem wjeżdża tir, za którego kierownicą siedzi zamachowiec-samobójca, a trzy potwory w tym samym czasie znajdują się blisko mnie. Kobieta i jej zwierze też nie znaleźli się tam przypadkiem. Wiedziała co się stanie i sprawiła, żebym wyszła z wypadku bez większych obrażeń. Cała piątka wiedziała co nadchodziło, jednak wątpię, żeby pracowali nad tym razem. Tirowiec i Potwory definitywnie chcieli mojej śmierci, a Kobieta mnie uratowała.
  Wszystko czego się dowiedziałam, zapisałam w zeszycie, który dostałam od doktora.  Kiedy jednak otwierało się go od drugiej strony, natrafiało się na moje przemyślenia na temat tajemniczych Zwierząt i włamania do mojego pokoju. Było minęło, ale coś nadal nie dawało mi spokoju. Coś, co łączyło wypadek, Zwierzęta, włamania i napaść na wycieczce. Za każdym razem było ciemno, okej, ale to nie jest żadne połączenie. Coś innego, zupełnie innego... Tak! Wiem co to! To wszystko łączył zapach...
   -Leah. Mogę wejść? - spytała jen. Cała koncentracja i odpowiedź poszły sobie umrzeć, a ja zostałam, poirytowana brakiem wiadomości.
  -Wchodź - powiedziałam stukając długopisem w zeszyt. Drzwi otworzyły się, jednak ja nie podniosłam wzroku znad papierów zaściełających moje łóżko. Próbując odgrzebać odpowiedź spod tony niepotrzebnych myśli, rysowałam na marginesie dziwne szlaczki, wyglądające trochę jak rozlany kompot. Hmm.. Ładnie nawet wyszło...
  -Masz gości - powiedziała Jennifer, schodząc z drogi moim 'gościom'. Znając życie zaraz wpadnie tu z herbatą i ciasteczkami. Na wzmiankę o innych ludziach niż moja matka, podniosłam głowę. W pokoju stanęło osiem osób. Cała ta dziwaczna banda, z którą trzymałam się od początku roku, była teraz u mnie w domu. Przez głowę przemknęła mi myśl, że ten moment też jest jakoś powiązany z wymienionymi wcześniej sytuacjami. Do  tego wszystkiego dochodziły jeszcze zabójstwa dwóch znanych mi osób przecież.
  -Cześć - powiedziałam, zbierając szybko papiery  z łóżka. Upchnęłam szybko wszystko w szufladzie z bielizną, która znajdowała się obok łóżka i wróciłam wzrokiem do swoich gości. - Siadajcie - zaprosiłam ich gestem ręki. Przez chwilę nikt się nie ruszał. Przez chwilę czułam napiętą atmosferę i ciężkie powietrze. Przez chwilę ledwo mogłam oddychać. Przez chwilę dziwna grupka ludzi wyglądała jakby chciała się na mnie rzucić i rozerwać...

A potem nagle wszystko znikło.

  Ad, Karrie i Alex usiadły na łóżku, Raisa przyciągnęła sobie krzesło, a reszta musiała zadowolić się podłogą wyłożoną panelami. Mądrzejsi lub po prostu szybsi Max i Aki zajęli dywan.
  -Jak się czujesz? - zagaiła Ad.
  -Tak jak wyglądam - wzruszyłam ramionami.
  -Wyglądasz jak zmutowane dziecko z Czarnobyla - wypaliła unosząc brwi.
  -I dokładnie tak się czuję - przytaknęłam z poważnym wyrazem twarzy. Karrie i Raisa prychnęły cicho, a zaraz po nich wszyscy wybuchnęli śmiechem. Potem Każdy po kolei długo i wyczerpująco opowiadał mi o szkole, o tym co tam się dzieje, nowe plotki, reakcje ludzi na mój wypadek i moje uczestnictwo w nim. Jednym słowem - bzdury. Bzdury, które pomagają przestać myśleć. Odkryłam, że właśnie tego mi teraz trzeba było.
  Z tematu szkoły przeszliśmy do tematu naszej paczki. Każdy coś mówił, ktoś dorzucał coś od siebie i tym tropem doszliśmy  do zdradzania swoich sekretów i zabawnych życiowych sytuacji. Chris zaczynał. Cicho wybąkał, że wielbił muzykę klasyczną i płaczliwe, na co dzień zgrywając mięśniaka bez uczuć i twardego macho. Alex na ślubie swojego brata nałożyła słuchawki na uszy i kiedy wszyscy tańczyli wolnego, ona skakała w rytm wesołej, skocznej piosenki. Karrie, mając kilka lat, zgubiła się w centrum handlowym i kilka godzin szukała wyjścia. Na koniec jeszcze popłakała się, bo przestraszona wbiegła na ruchome schody, Max kupił kiedyś swojej dziewczynie przebranie na bal przebierańców. Zgodnie ze zwyczajem dziewczyny pierwszy raz widziały swoje stroje 5 minut przed rozpoczęciem balu. Partnerka Maxa musiała kilka godzin chodzić w za dużym, różowym stroju wróżki między seksownymi króliczkami i wampirzycami. Raisa skomentowała to gromkim śmiechem i opowiedziała nam jak jej koleżanka wyznała jej, że ją kocha. Z tym także wiązała się zabawna historia. Otóż, kiedy Isa zabawiała się z tą dziewczyną pod szkolnymi prysznicami, w łazience obok jakiś chłopak został złapany na masturbacji. Frank z kolei, za przegranie zakładu, musiał udawać dresa i rapować w środku parku przez trzy kolejne dni po 15 minut dziennie. Zamiast planowanego upokorzenia, stał się kilkudniową gwiazdą, która na pierwszym występie miała ponad 30 widów.
  -Czas na mnie - powiedziała Ad, rozsiadając się wygodnie. - Miałam kiedyś koleżankę, która nie znosiła cięższej muzyki, skórzanych kurtek, glanów, czarnego koloru i tak dalej. Rozumiecie, nie? Nagle zaczęła szaleć za takim typowym metalem. Co zabawniejsze, znałam go. Nie widziałam kolesia przez dwa miesiące, ale kiedy Nal, ta dziewczyna, przedstawiła mi swojego wybranka, o mało nie udusiłam się ze śmiechu. Chłopak, który od zawsze był typowym brudasem, w dwa miesiące przeszedł totalną metamorfozę. Ściął włosy, zrobił grzyweczkę, zaczął nosić koszule, kolorowe spodnie i pedalskie, zielone trampki! Totalnie nie pasowało to do jego morderczego wyrazu twarzy. Zdarzyło się to jakieś dwa lata temu, ale nadal reaguje tak samo, kiedy to opowiadam - zaśmiała się głośno, a my razem z nią. - To nie koniec.
  -Przestań - szepnął Aki.
  -Tym chłopakiem był...
  -Przestań! - krzyknął, czerwieniąc się.
  -AKI! - zawołała tryumfalnie Adrienne. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Chris i Frank tarzali się po ziemi, kiedy Max robił dziwne pozy i wydymał usta. Ucichliśmy, kiedy Aki zaczął coś mamrotać.
  - Chcę zapomnieć drogę, przez którą kazałeś mi przejść. Jestem wszystkim tylko z tobą. Jesteś wszystkim czego potrzebuję, by być sobą. Jestem szalona z miłości. Nie jesteś mój, ja jestem twoja. Ty nie chcesz moich łez. Ja chcę twoich uczuć.." - wyrecytował Aki z chytrym uśmieszkiem na ustach, a Ad poczerwieniała. - Weź moje pieniądze, weź wszystko co mam. Weź mnie. Jesteś wszystkim co mam. Dziś w nocy pod niebem tylko ty i ja. - zakończył z nieukrywaną satysfakcją.
  -Co.. Co to było?  - spytał Max dusząc się ze śmiechu. Aki wskazał Adrienne.
  -Fragment jej listu miłosnego, który dorwałem podczas wiosennych porządków na strychu. Zaadresowany był do jej nauczyciela z gimnazjum. Prawdopodobnie nigdy nie został dostarczony - założył ręce na klatce piersiowej z wymalowanym na twarzy, złośliwym uśmieszkiem.
  -Dawno i nieprawda. Aki, ty gnoju, ty mała, męska szumowino ty - warknęła autorka listu.
  -To było... - szepnął Chris, a wszyscy odwróciliśmy się w jego stronę. - To było takie piękne! - zawołał rozklejając się na dobre. - Takie wzruszające!
  Zaczęliśmy się śmiać. Uprzytomniłam sobie, że od jakiegoś czasu Adrienne wyglądała na dziwnie zaniepokojoną. Wątpiłam, żeby chodziło tylko o list.
  -Dobra. My będziemy się zbierać - powiedziała Karrie. Odprowadziłam ją, Raisę, Franka, Chrisa i Maxa pod same drzwi. Po krótkim pożegnaniu, przekręciłam klucz w zamku i zdumiona zauważyłam, że Jen, Vicki i Tom gdzieś zniknęli. Wzruszyłam ramionami i wróciłam do Aki'ego i Ad.
  -No nareszcie jesteś - jęknęła dziewczyna przewracając się na drugi bok na moim łóżku. Aki zajął krzesło, więc pokuśtykałam do szafy i wyjęłam z niej fotel wyglądający jak ogromna, okrągła poduszka. Ad od razu się ożywiła, podbiegając do mnie. - jak to się tam zmieściło? - zawołała. Otworzyłam drzwi szafy, rozsunęłam wiszące na wieszakach ciuchy i naszym oczom ukazała się zagracona wnęka, którą od strony korytarza można było pomylić z kominem wentylacyjnym.
  -Niezłe, nie? Zawsze jak się czegoś bałam, to chowałam się tutaj - wyjaśniłam, dumna z posiadania tak fajnej szafy.
  Następną godzinę gadaliśmy właściwie o niczym. Ktoś podrzucił temat, ktoś coś o tym powiedział, ktoś krytykował, ktoś zmieniał temat i tak w kółko. Mimo to czułam się dziwnie, jakby zaraz za mną czaił się morderca. Moje myśli zajmował ten szczegół, który łączył wszystkie sprawy powiązane ze mną, a który cały czas mi umykał. Zaraz po zamknięciu drzwi za Ad i Akim, dziwne uczucie znikło, a na jego miejscu pojawił się strach. Po wyjściu moich ostatnich gości zrozumiałam swoje obawy. Po przekręceniu klucza, pokuśtykałam na górę targana sprzecznymi emocjami.
  Zamknęłam drzwi pokoju, a klucz zostawiłam w zamku. Zatkałam każdą możliwą szczelinę jakąś bluzą lub koszulką i stanęłam na środku pomieszczenia. Zamknęłam oczy, zaciągając się powietrzem.

I już wiedziałam.

  Wszystko nagle znalazło się na swoim miejscu. Adrienne w lesie zaraz po morderstwie kierowcy autobusu. Wycieczka szkolna, na której oni byli, a na której zostałam zaatakowana. Głos ostrzegający mnie przed niebezpieczeństwem był znajomy i należał prawdopodobnie do Franka. Włamanie do mojego pokoju i przewieszenie kartek na ścianie. Czy chcesz więcej zabawy? to ulubione powiedzonko Raisy, zapisane pismem Chrisa. Las prowizorycznie namazany krwią był powiązany z wilkokształtnymi. I w końcu wypadek autobusu. Kartka na siedzeniu, na którym siedział Aki. Głos kobiety, do złudzenia podobny do głosu Karrie. Kobiety jadącej na zwierzęciu, którego sierść pachniała w jakiś sposób Maxem. Wszyscy, cała ósemka, zdenerwowana zaraz po tym jak zobaczyła mnie zawaloną notatkami i zdjęciami wypadku. Tchnięta przeczuciem otworzyłam szufladę z bielizną. Mój notatnik zniknął razem ze zdjęciami i innymi dokumentami. 
  Ostateczny cios spadł na mnie zbyt mocno. Kolana ugięły się pode mną. Siedząc w kuckach na środku pokoju uświadomiłam sobie straszną prawdę. Na każdym miejscu zbrodni dało się wyczuć taki sam zapach. taki, jaki teraz dominował w moim pokoju. Zapach lasu, tych dziwnych zwierząt i mocnych cynamonowych perfum.

Zapach każdego z tej grupki dziwaków..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz